O wadze motywacji wewnętrznej dowiedzieliśmy się po raz pierwszy, kiedy Janek zaczął uczęszczać do przedszkola Montessori w wieku 2,5 roku. Motywacja wewnętrzna jest nie tylko niezwykle istotna, ale przede wszystkim jest naturalna, jeżeli wypływa z naszego wnętrza. Nie ma potrzeby dodatkowej stymulacji dziecka, które garnie się do tego, aby uprawiać jakiś sport.

Motywacja wewnętrzna wynika bezpośrednio z głodu nowych doświadczeń i ciekawości poznawczej dzieci.

Jej waga jest trudna do przecenienia zwłaszcza w momencie, kiedy napotykamy trudności, pomaga nam ona łatwiej je przezwyciężyć. Motywacja wewnętrzna jest głęboko zakorzeniona i ma służyć osiąganiu długoterminowych celów, a nie szybkiej gratyfikacji lub nagrody w postaci medalu. Nie jest podyktowana na przykład strachem przed porażką, a w momencie kiedy trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, jest ona ogromnie pomocna. Jest pierwotną siłą napędową do działania, która sprzyja rozwojowi.

 

Rodzice, którym udaje się ją pielęgnować, oddają swoim dzieciom ogromną przysługę

Nie będą one bowiem musiały w przyszłości na powrót jej w sobie szukać. Tak naprawdę nie ma potrzeby zbyt obszernej analizy tego tematu. Fakty są takie, że każde dziecko ma w sobie niewyczerpane pokłady ciekawości poznawczej. Jedyne, co może je uszczuplić, to niewiedza rodzica i błędy popełniane po drodze. Obojętnie, jaki by to był sport, to wszystko zależy od nas (rodziców i trenerów).

Jedno dziecko może mieć większe predyspozycje niż inne, ale jeśli zaszczepi się w nim chęć do grania, która rodzi się w naszym wnętrzu, to gwarantuję Wam, że dziecko będzie przychodziło na każde zajęcia z uśmiechem na twarzy, nie mogąc doczekać się kolejnego „treningu”.

Tenisowe początki są niezwykle istotne

A o to przecież chodzi, prawda? Dlatego niezwykle ucieszyło mnie to, co nastąpiło w ciągu kilku kolejnych dni. Janek przyszedł do mnie i zapytał: „Tatusiu, pójdziemy na dół jeszcze pograć w tenisa?” I tak przez wiele pierwszych „tenisowych dni” graliśmy po 2–3 razy dziennie przez 30–40 minut, ponieważ Janek sam tego chciał.

Kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę, nie byłem w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Janek będzie grał w tenisa w przyszłości. Postanowiłem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby prawdziwie pokochał tę dyscyplinę sportu. Wiedziałem, że jeżeli do tego doprowadzę, to z największym prawdopodobieństwem Janek z tenisa nie zrezygnuje. Nawet jeśli do tego dojdzie, to zrobi to ze względu na własne dobro, a nie z urazu do tenisa. Dzisiaj po sześciu latach można powiedzieć, że fundament jest bardzo silny i nie wydaje mi się, żeby mogło się to zmienić. Zdaję sobie również sprawę z tego, że jedyna pewna rzecz w życiu to zmiana.

Sposób, w jaki dziecko zaczyna przygodę z tenisem, jest bardzo ważny. Przede wszystkim warto kierować się własną intuicją i zgodnie z nią podejmować dalsze kroki. Decyzja o tym, gdzie i do kogo wyślemy dziecko, będzie miała kluczowe znaczenie dla jego dalszego rozwoju tenisowego.

Może się okazać przecież, że dziecko trafi w nieodpowiednie otoczenie i już po pierwszym treningu stwierdzi, że tenis mu się nie podoba i nie chce w niego grać, mimo że mogło wykazywać konkretne predyspozycje do tej dyscypliny.

Może Ciebie zainteresować również: ten wpis oraz ten.