Już dosyć regularnie trenujemy z synkiem w tenisa i już jutro Janek ma okazję, aby zagrać w swoim pierwszym turnieju, który odbędzie się dosyć blisko naszego miejsca zamieszkania. Paru innych znajomych trenerów i rodziców zadało mi następujące pytanie: czy Janek weźmie w nim udział? Temat ten mnie zainteresował i postanowiłem troszeczkę go zgłębić.

Tak, więc chodzi o moment w jakim dziecko rozpoczyna rywalizować w turniejach, a bardziej o pośpiech rodziców, trenerów czy samego dziecka, które dopiero co zaczęło naukę grania w tenisa. Tenis jest dyscypliną kompleksową, a zawodnik znajduje się sam na korcie i musi podejmować swoje własne decyzje z dodatkowym obciążeniem jakim jest przeciwnik, który ma ten sam cel: wygrać mecz.

Miejmy na uwadze, że takiej sytuacji musi stawić czoła dziecko w wieku 7-8 lat, a czasami nawet młodsze w wieku 5 lat (tak jak mój synek). Są organizowane turnieje w grupie niebieskiej, dla takich małych brzdąców. Dzieci uczestniczą czasami w turniejach bez wcześniejszych doświadczeń z tenisem i bez całkowitej znajomości reguł gry, a czasami grają z o rok albo o dwa lata starszymi, którzy grają już dużo dłużej.

Kiedyś dzieci wychodziły na dwór pokopać piłkę i zbierała się grupka, która GRAŁA (w dosłownym tego słowa znaczeniu) po prostu w piłkę dla zabawy, ale nie WSPÓŁZAWODNICZYŁA. Robili to, bo lubili albo nie wiedzieli jeszcze, że niedługo tablety, laptopy, komputery, telewizory itd. itp. zastąpią im granie w piłkę na podwórku.

Wracając do tematu, obecne podejście powoduje, że gdy już znany jest plan gier turnieju, który odbędzie się weekend, rodzice (często bez ostrzeżenia) zaczynają wytwarzać atmosferę, w której można wyczuć rodzaj presji przygotowywania się do turnieju, podporządkowywania swojego planu dnia, robienie otoczki wokół: “to jest jego pierwszy turniej”. Dziecko ubiera się w nowe ciuszki, przygotowuje się kamerę czy po prostu telefon z funkcją nagrywania filmików i co jeszcze gorsze zaprasza się dziadków, aby zobaczyli jak gra. Gdybym nie był świadomy tych właśnie zachowań, to dokładnie tak samo bym postąpił, bo przecież rodzice chcą jak najlepiej dla swojego dziecka, nie wiedząc, że w ten sposób mogą mu zrobić krzywdę. To jest naprawdę delikatna sprawa, a nie chcemy przecież, żeby dziecko zniechęciło się.

Jak może zareagować dziecko, mające tak niewiele jeszcze lat (5,6,7 czy 8), jeśli jego przeciwnik wygra z nim niemiłosiernie gładko albo nawet do zera?

Co się dzieje, kiedy temu dziecku i wielu innym proponujemy, żeby grało turniej po turnieju bez odpowiedniego przygotowania koordynacyjnego, mentalnego i technicznego?

Najgorszą rzeczą jest wzorowanie się na ogóle. Jeśli jeden rodzic widzi, że w innych klubach dzieci w tym wieku uczestniczą w jakiś mistrzostwach czy turniejach, nie będzie chciał, aby jego dziecko było gorsze, ponieważ: “inni nabiorą doświadczeń, punktów rankingowych i taką przewagę chcemy tobie dać”. Patrzą na innych i dosyć często sugerują się radą trenera, który czasami sam jest organizatorem turnieju i zależy mu na tym, aby jak najwięcej dzieci zapłaciło wpisowe bez względu na poziom jaki prezentuje.

Przede wszystkim my-trenerzy jesteśmy odpowiedzialni za takie sytuacje, które mają miejsce. Nie przekształcajmy się w osoby, które będą zawsze szły zgodnie z tendencjami, nie do końca takimi dobrymi, jakby mogło się wydawać. Nie śpieszmy się w wysyłaniu dziecka na turniej. Na wszystko przyjdzie czas. Ogólnie super inicjatywą jest Tenis10 i to, że dzieci mogą na turniejach spotykać się, nawiązywać nowe znajomości, bawić się, otaczać się tenisem i miło spędzić czas z rodziną itd. Jeszcze niedawno czegoś takiego nie było w Polsce. Cieszmy się z tego! Sam uczę się, wzorując się w dużej mierze na programie przygotowanym przez odpowiedzialne za jego wdrożenie osoby.

Wszystko jednak jest pięknie do czasu, kiedy rozgrywanie meczów na turnieju, też należy do tych przyjemności. Dziecko nie radzące sobie odpowiednio dobrze, które nie może nawiązywać równej walki, może za bardzo przez to cierpieć, a w konsekwencji powie, że nie lubi tenisa i będzie bało się rywalizować, bo nie będzie chciało już tak gładko przegrywać. To może podkopać dziecka morale. Oczywiście nic innego jak porażka tak dobrze nie uczy, ale w tak młodym wieku zbyt wiele porażek, może nieodwracalnie zdemotywować dziecko do kontynuowania uprawiania danej dyscypliny.

Aby lepiej wychwycić ten błąd ze zbyt wczesnym wysyłaniem dzieci na turniej, można zerknąć do pobliskiego klubu tenisowego, w którym jest dużo dzieci w szkółkach i pomyśleć które 10-letnie dziecko z danej grupy było bardzo dobre 4-6 lat temu i ile z nich dalej przewodzi w swoich kategoriach wiekowych albo ile z nich dalej trenuje z wielkim zaangażowaniem i zapałem albo jeszcze gorzej: ile z nich zrezygnowało z tenisa.

W ten sposób dojdziemy do konkluzji, aby nie “przyduszać” dziecka zbyt ciężkimi treningami, wieloma indywidualnymi zajęciami z trenerem (no chyba, że ojciec jest trenerem, trochę się tłumaczę 😉 , bo Janek dosyć często gra ze mną, a w grupie gra w tenisa raz w tygodniu oraz w piłkę dwa razy w tygodniu), turniejami w tak młodym wieku. Jedyne co, przez to możemy osiągnąć, to zbyt wczesne nasycenie tak pięknym sportem, jakim jest tenis, w który mogą grać przez całe życie. No chyba, że potrafimy ciągle utrzymywać u dziecka wysoki poziom wewnętrznej motywacji i regularnego urozmaicania treningów, aby dziecko przez większość czasu po prostu dobrze się bawiło.

Zdecydowałem, że Janek jeszcze nie weźmie udziału w swoim pierwszym turnieju. Nie jest jeszcze gotowy. Musi wiele się nauczyć, zanim zacznie rywalizować. Jednak chętnie pojedziemy troszeczkę pooglądać i zobaczyć na jakim poziomie grają małe dzieci. Tak w gwoli ścisłości podjąłem decyzję za Janka, ponieważ jeszcze nie jest świadomy tego, co to znaczyć grać w turnieju. Jako ciekawostkę na zakończenie odsyłam do wpisu o tacie, który jest przekonany, że jego córka będzie najlepsza na świecie, żeby go przeczytać kliknij tutaj.

(Na zdjęciu Janek odbija piłki z wujkiem Pawłem, który też jest trenerem tenisa)