Największą gwiazdą tego prestiżowego turnieju w 2003 roku, który był rozgrywany na sopockich kortach był niewątpliwe Juan Carlos Ferrero. Był świeżo upieczonym zwycięzcą turnieju wielkoszlemowego Roland Garros oraz numerem 1 w rankingu ATP. Byłem jego sparingpartnerem przez te kilka dni turnieju. Byłem zawodnikiem jego akademii i akurat przez ten czas byłem w Polsce i sam grałem parę dni wcześniej w eliminacjach (wygrałem jeden mecz i zarobiłem swoje pierwsze pieniądze na korcie, dokładnie 305€). Po cichu liczyłem, że będę jego sparingpartnerem również tutaj u siebie, marzyłem o tym i tak właśnie się stało (chociaż, wtedy nie wiedziałem jeszcze, że istnieje coś takiego jak siła przyciągania), nie było innej opcji, musiałem to być przecież ja. Chociaż mógł trenować w tamtym czasie z kim tylko chciał, było wielu innych znakomitych zawodników na turnieju, z którymi mógł się rozgrzewać przed meczami czy grać treningi np. Carlos Moya, Guillermo Coria, David Nalbandian czy David Ferrer, ale mimo wszystko trenowaliśmy razem. Byłem wniebowzięty.

W Hiszpanii zawsze podobało mi się to, że jak trener umiejętnie potrafił poprowadzić trening to różnica w poziomach zawodników nie miała większego znaczenia.

Oczywiście jakiś minimalny poziom trzeba sobą reprezentować, aby móc chociaż regularnie trafiać piłkę w kort, aby trening był wartościowy. Było to niesamowite doświadczenie. Podczas gdy trenowaliśmy było mnóstwo osób na treningu. Po jednym z treningów kiedy schodziliśmy z kortu większość osób rzuciła się oczywiście na niego, aby zdobyć autograf. Część osób w związku z tym, że z nim grałem, też i mnie poprosiła o autograf – „skoro grał z Ferrero to też musi kimś być“ – usłyszałem jeden z komentarzy. To było zabawne. Przez moment czułem się jak mistrz, jak jeden z tych czołowych zawodników, wyobrażałem sobie, że też kiedyś będę rozdawał autografy, ale nie już jako sparingpartner tylko jako zawodnik. Podczas turnieju Juan Carlos wraz z dziewczyną i jego trenerem zaprosili całą naszą rodzinę na kolację do hotelu Haffner w Sopocie (był to oficjalny hotel turnieju, w którym spali zawodnicy). To było niesamowite przeżycie. Cieszę się, że zrobiliśmy chociaż zdjęcia, bo niewiele pamiętam z tego spotkania byłem tak zestresowany, mimo tego, że już wcześniej w akademii mieliśmy ze sobą kontakt. Juanki nie mówił jeszcze wtedy zbyt dobrze po angielsku, ale za to ja już mówiłem dosyć dobrze po hiszpańsku, także ja w sumie najwięcej z nim rozmawiałem. Czułem się zaszczycony.

W pierwszej rundzie turnieju Juanki trafił na Bartłomieja Dąbrowskiego. Na kolacji Ferrero pytał się mnie kto to jest i jak on gra. Jako jego sparingpartner musiałem mu zdradzić taktykę, mimo tego, że jego przeciwnik był Polakiem. Podziękował mi za informacje i powiedział, że na pewno nie będzie to łatwy mecz, tym bardziej, że Bartek gra z „dziką kartą“ i przed własną publicznością.

Imponował mi jego szacunek do innych zawodników, bez względu na to jak wiele miejsc w rankingu dzieliło go od przeciwnika (od Dąbrowskiego dzieliło go wówczas ponad 500 miejsc). Miał dużo pokory w sobie, nawet po wygraniu Roland Garros. Był pewny siebie na korcie, ale poza nim był skromnym i bardzo normalnym, spokojnym człowiekiem.

Na meczu przeciwko Bartkowi siedziałem na trybunie obok jego trenera i kibicowałem Ferrero, mimo tego, że grał przeciwko Polakowi. Prawie wszyscy na trybunach byli za Dąbrowskim, a ja klaskałem tylko Ferrero. Miałem wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i myślą, że jak on-czyli ja, może tak nas zdradzać. Pewnie tylko ja tak o tym myślałem, a nikt na mnie specjalnie nie zwracał uwagi. Świadczyło to tylko jeszcze o moim braku dojrzałości, miałem wtedy 16 lat. Ostatecznie Juanki przegrał w ¼ finału z Luisem Horną i poleciał do Kanady na kolejny turniej, który rozpoczynał się już za kilka dni i na dodatek na innej nawierzchni. Może, gdyby nie miał perspektywy grania w Kanadzie, to na turnieju w Sopocie dałby z siebie jeszcze więcej. Trochę tego żałowałem, ponieważ poziom jaki, wtedy reprezentował, spokojnie pozwoliłby mu wygrać na kortach Sopocie, chociaż trzeba oddać, że Horna zagrał wyjątkowo dobrze.

Na turnieju ATP w Sopocie trenowałem także z Tommym Robredo na korcie centralnym oraz z Guillermo Vilas’em oraz wieloma innymi czołowymi zawodnikami ATP. To też były doświadczenia, które zostaną na zawsze. Dopiero teraz się docenia jak wspaniałym wydarzeniem był turniej ATP w Sopocie. Można było zobaczyć z bliska tych wszystkich czołowych zawodników, a czasami też z nimi potrenować. Na pewno dzisiaj bardzo brakuje takiego turnieju. Przede wszystkim myśląc tutaj o młodych zawodnikach, którzy potrzebują wzorów do naśladowania i innych zawodników od których mogliby się wiele nauczyć.

(Na zdjęciu od lewej: mój brat Paweł, tata Waldemar, ówczesny numer 1 w rankingu ATP Juan Carlos Ferrero oraz ja 🙂 Zdjęcie zostało zrobione w hotelu Haffner w Sopocie)