Do dzisiejszego wpisu zainspirował mnie trener Piotr Unierzyski. Sylwetka bardzo dobrze znana w polskim tenisie. Jakoś nie mogłem przejść obok tego obojętnie i postanowiłem podzielić się swoją opinią, z pozycji byłego zawodnika, praktyka, który zrobił parę kursów oraz osoby, która na co dzień mieszka w Hiszpanii i jest blisko zawodników, którzy są w pierwszej setce rankingu ATP. W jednym z postów  na  Facebook’u zadałem następujące pytanie:

Czy mógłby mi ktoś przybliżyć sylwetki najlepszych 8,9 i 10-latków w Polsce? 

(Na wstępie chciałbym podziekować wszystkim osobom, które podzeliły się swoim zdaniem, z panem Piotrem włącznie).

Właściciel Akademii Trenerów Tenisa pan Piotr Unierzyski odpisał:

“Wielu gra wspaniale, bo mają mądrych trenerów, dla których tenis 10 to nie wyścigi do dorosłej piłki. Nie każą im grać zielonymi czy, nie daj Boże, normalnymi piłkami. Nie trenują forehand kros, jak niektórzy idioci bez wykształcenia im każą. Dlatego rośnie nam fajne pokolenie jak np. Alan Ważny (patrz moje zdjęcie, już 11 letniego Adama)”.

Nie mogłem się powstrzymać i odpowiedziałem w ten sposób:

DL: – Mój syn ma 7 lat i gra zielonymi i czasami już normalnymi piłkami. Nie mam wykształcenia (nie skończyłem AWF-u) i czasem trenujemy forehand po krosie, a nawet na każdym treningu chociaż chwilę. Wychodzi na to, że jestem idiotą. 😉

PU: – A wysłałbyś swoje dziecko do lekarza, który nie ma wykształcenia czy do znachora?

DL: – Do lekarza z wykształceniem bym nie wysłał. Wolę, żeby wcale do niego nie chodził”.

Do dialogu włączyło się kilka innych osób. Przede wszystkim rodzice grających dzieci oraz trenerzy.

Pani Anna Nowakowska zamieściła komentarze godne głębszej analizy. Najpierw je przytoczę, a następnie wyrażę swoją opinię na temat całej tej dyskusji, którą zresztą możecie w całości zobaczyć na mojej stronie na Facebooku (tutaj).

Anna Nowakowska: “Panie Dariuszu proszę robić swoje i nie słuchać owego Pana. Są zapiekli teoretycy i są praktycy. Ja wolę iść do średnio wykształconego chirurga z dużym doświadczeniem praktycznym, niż do super wykształconego profesora, który wszystko wie, ale tylko w teorii. A co do wypowiedzi Pana Piotra to w Polsce jest dużo wykształconych trenerów, tutaj zwłaszcza ostatnio papierek się liczy, a efekty ich pracy są mierne. Każdy kolejny rocznik w Polsce jest słabszy. Trzeba iść własną indywidualną drogą lub korzystać z wiedzy w tych krajach, które mają sukcesy szkoleniowe (Francja, Hiszpania czy choćby Czechy). (…) Dla PZT liczy się to, aby był papier, mimo, że szkolenia są marne i chodzi o to, by trenerzy płacili, a potem wykupowali licencję na siłę. To, co teraz się robi w sprawie coachingu, to kolejny etap ciśnienia na wykup licencji i przy okazji duża niesprawiedliwość, gdzie na turniejach mistrzowskich coaching może mieć zawodnik wyłącznie z licencją PZT. Trener z międzynarodową licencją już nie. To jest patologia w naszym kraju”.

Moja opinia na ten temat jest następująca.

Po pierwsze, zadałem takie pytanie, ponieważ jako, że mieszkam w Hiszpanii i świadomie odciąłem się od polskiego środowiska tenisowego, chciałem po prostu dowiedzieć się, jaki jest poziom grających dzieci w tym wieku. Dlaczego postanowiliśmy wyjechać, to temat na osobny wpis, ale głównie chodziło o odpowiednie otoczenie. Pragnąłem zasięgnąć opinii, żeby mieć feedback głównie patrząc pod kątem swojego dziecka – Janka, który ma obecnie 7 lat i jest z rocznika 2011. Janek na co dzień trenuje w grupie 4 osobowej z chłopcami, którzy mają 7, 8 i 9 lat. Trenują regularnie 3 razy w tygodniu po 2 godziny i wykonują kawał dobrej roboty pod okiem bardzo kompetentnego trenera, który nawet nie wiem, czy ma jakieś dokumenty trenerskie. Nie jest to dla mnie istotne, ponieważ patrzę przede wszystkim na to, czego i w jaki sposób uczy dzieci. Trener ten ma wieloletnie doświadczenie, jeździł po turniejach z Davidem Ferrerem, także doskonale wie jak wygląda profesjonalny tenis od środka.

Ja przede wszystkim zwracam uwagę na:

  • sposób, w jaki uczy dzieci techniki;
  • jakie ma podejście na korcie;
  • czy jest w 100% pewny tego, co robi na korcie;
  • czy metoda, którą się kieruje już wcześniej przynosiła efekty;
  • czy zawodnicy widzą w nim autorytet;
  • czy potrafi połączyć pozytywną atmosferę z dyscypliną.

To jest wyznacznik kunsztu trenerskiego, nie jakieś tam papierki. Nie obchodzi mnie to, czy ma skończone kursy, czy posiada dyplomy i jakie ma certyfikaty. Jako były zawodnik doskonale widzę to wszystko i sam jestem w stanie zweryfikować czy to jest odpowiednia osoba do trenowania mojego dziecka. Papierek mi niczego nie powie. No chyba, że ktoś nie ma pojęcia o tenisie, wówczas papierek może zwabić klienta…

Wracając jeszcze do treningów Janka – gra 6h w tygodniu w grupie z wyżej wymienionym trenerem, a w weekendy gra ze mną. Mamy bardzo dobrą relację z trenerem prowadzącym grupę i nie wchodzimy sobie w kompetencje, idąc w tym samym kierunku, ponieważ wartości, filozofia, podejście są zbieżne. Jeżeli trener prowadzący młodych, obiecujących zawodników, dla których została powołana specjalna grupa na żądanie m.in. Javiera Ferrera, nie ma wykształcenia, to jest on znachorem? Tutaj temat nie jest taki zero-jedynkowy. Akurat Pan Piotr nie trafił z pytaniem, czy wysłałbym swoje dziecko do wykształconego lekarza czy do znachora. Jeśli chodzi o lekarzy, to w ogóle nie chcę korzystać z ich usług, bo dbam o profilaktykę, ale to już inny temat. Pani Anna zresztą fajnie odpisała, że wolałaby wysłać do średnio wykształconego chirurga z dużym doświadczeniem praktycznym. W 100% się z tym zgadzam i takim “średnio wykształconym chirurgiem” jest trener prowadzący zajęcia w akademii Ferrera, na marginesie, ja sam siebie również uważam za takiego trenera. Oczywiście najlepszą możliwą opcją jest połączenie praktyki z teorią, ale nie trzeba robić kursów czy wydawać często sporych pieniędzy na szkolenia, które zbyt wiele nie wnoszą. Jak uczymy się od praktyków, osób które są i były blisko najlepszych, no to, wtedy już jest inna gadka. Można też uczyć się samemu – czytać książki, jeździć po turniejach, słuchać podcastów, oglądać YouTube. Jest dużo możliwości, żeby rozwiajać się i poszerzać swój warsztat. Nie musi to być papierek.

Przechodząc do wypowiedzi Pana Piotra odnośnie piłek i krosów. Moim zdaniem tenis 10 nie jest dla każdego. Owszem, jest super inicjatywą ułatwiającą rozpoczęcie przygody z tenisem. Tego nie podważam w żadnym wypadku, ale nie każdy musi sztywno się tej metody trzymać. Ja mogę powiedzieć na przykładzie syna, który w wieku 7 lat ma 140 cm wzrostu, gra piłkami z zieloną kropką, a czasem nawet odbija już normalnymi piłkami. Dla mnie to nie jest nic dziwnego, a dla hiszpańskich trenerów tym bardziej. W Polsce przez to, że tak dużo się ostatnio trąbi o tenis 10 to zaraz poleciałaby komentarze w stylu, że na pewno będzie miał przez to kontuzję albo, że nie mam pojęcia, co robię. W Hiszpanii nie ma nawet takiego tematu. Nigdy nie słyszałem, żeby trenerzy wspominali o czerwonych czy pomarańczowych piłkach! Ok. Poziom tych czterech chłopców pozwala na to, żeby grać piłkami twardszymi.

W każdym razie, w Hiszpanii nie mają takiego ciśnienia na Tenis 10. Wszedłem z ciekawości na stronę PZT oraz na stronę RFET (hiszpański związek tenisowy), żeby porównać podejście jednego i drugiego związku do tematu Tenis 10. Na PZT pełno jest treści o Tenis 10, na RFET jest gdzieś krótka wzmianka, m.in. o tym, że Play & Stay ma być w szkołach. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że zostało to napisane bardziej dla picu.

Obecnie w Hiszpanii jest 10 zawodników w pierwszej setce rankingu ATP. Nikt z nich nie korzystał z tenis 10!!! Trenerzy oraz akademie tenisowe wychowali wielu czołowych zawodników, bez korzystania z tenis 10. Polski Tenis nie ma swojej metody. Nie ma konkretnego szkolenia od małego. Polski “system” nikogo nie wychował. Ci, którzy osiągneli znaczące sukcesy w tenisie w Polsce, robili to w największej mierze po swojemu albo za granicą. Tak jak napisałem wcześniej, tenis 10 ma swoje plusy i można czerpać z tego programu to, co najlepsze dla danego dziecka, ale nie możemy wrzucać wszystkich do jednego wora w postaci “masz 7-8 lat- graj tenis 10”.

Podsumowując, mam odczucie, że w Polsce jest bardzo dużo “wykształconych” trenerów, którzy błądzą po omacku i sami nie do końca wiedzą w jaki sposób trenować przyszłych zawodników. Zresztą nie ma co się dziwić, to nie ich wina. Na końcu można jeszcze powiedzieć, że porównanie Hiszpanii z Polską jest nie na miejscu, bo w Hiszpanii jest zupełnie inne podejście do tenisa, nie jest to dyscyplina niszowa i ogólnie poziom znajomości dyscypliny jest zdecydowanie wyższy niż w Polsce. Rodzice mają praktycznie zawsze pełne zaufanie do trenerów i nie wchodzą w ich kompetencje. Mogą być spokojni, bo zazwyczaj oddają dziecko w ręce trenera, który albo był bardzo dobrym zawodnikiem, albo miał kontakt z najlepszymi zawodnikami i doskonale wie, co należy zrobić i w jaki sposób, żeby dać dziecku szansę na zaistnienie w tenisowym świecie. Póki co, to tyle w tym temacie. Zapraszam do dyskusji.

Jeżeli chcecie zobaczyć jak wygląda zwykły dzień treningowy grupy czterech chłopców 7-9 lat w akademii Ferrera to kliknijcie tutaj.

Subskrybujcie kanał “Mały Tenisowy Mistrz” na YouTube, aby być z nami na bieżąco.